Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! zawołała z nieukontentowaniem Jadzia — przyznam się, że nie bardzo byłam ciekawa — ale, kiedy się stało...
— Jużciż zobaczyć ją warto — mówiła dalej księżna — wcale osobliwe na wsi i na folwarku zjawisko. W istocie — bardzo ładna, i — no — przekonasz się.
Jadzia obojętnie przyjęła.
Przed godziną obiadową skromnie dosyć ubrana, zarumieniona, onieśmielona siedziała już w salonie ze starą księżną pani Zastawska, gdy Jadwiga strojna, dumna, z minką pogardliwą nadeszła krokiem mierzonym.
Z ubioru i z miny widać było, że biednej kobiecie chciała zaimponować — lecz — po pierwszem spojrzeniu tak się zdumiała niespodziewanemu zjawisku, iż pomieszaniem się zdradziła.
Wyobrażała ją sobie w cale inaczej. Piękność i wyraz twarzy obudziły zazdrość w Jadzi, która uczuła w niej szczęśliwiej uposażoną istotę. Zostawała jej tylko wyższość umysłu i ukształcenia, które naturalnie zaraz chcąc okazać, poczęła rozmowę o literaturze, o książkach, spodziewając się panią Zastawską znaleźć do tego zupełnie nieprzygotowaną. Jakoż w istocie w początku odpowiadała nieśmiało, jąkała się nieco, dopóki odzyskawszy odwagę, ożywiwszy się, nie wydała się z tem co umiała i czytała.
Umysł żywy, osamotnieniem może rozwinięty i spotęgowany, objawił się w ich rozmowie tak świetnie, iż Jadwiga nie mogła ukryć trochę niegrzecznego zdumienia.
— Pani dużo czytać i pracować musisz?... zapytała.