Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolała dowcipną nicość, nad którą łatwo uzyska przewagę. Rachuba nie była zbyt przesadzona.
W jaki sposób miano się pozbyć Celestyna, nie zdawała sobie sprawy matka; lecz pewna była, że on sam broni przeciw sobie dostarczy...
Przed obcymi naturalnie księżna Eufrezya o niczem nie mówiła tylko o szczęściu córki, o zięciu zaś nigdy nie wspomniano, jakby go na świecie nie było. I w listach Jadzi, oprócz przypisków officyalnych, mąż grał bardzo małą i podrzędną rolę. Mówiła o sobie — górowało w nich to „ja,“ które pod różnemi formami stanowi u egoistów punkt wyjścia i cel każdej ich myśli...
W Neapolu tyle było do widzenia, urocze okolice taki obudziły zapał w obojgu podróżujących, iż na chwilę harmonia między nimi zapanowała. Drobne spory ustały jakoś, a Celestyn, doskonały cicerone i tłómacz rzeczy starożytnych, nawet przewagę miał nad żoną, która pragnąc się uczyć, stała się łagodniejszą dla nauczyciela. Trwało to jednak krótko.
W Capri pan Celestyn był tak nieopatrzny, iż stanął zachwycony czternastoletnią dziewczynką, która na wpół naga, niosła bronzowe naczynie na głowie i jak posążek grecki była piękna. Żona obraziła się tym entuzyazmem dla plastycznej piękności, pokłóciła się z mężem i w najgorszym humorze wrócili nazad do Sorrenta...
Skutkiem wycieczki tej burzliwej na Capri, było postanowienie jak najprędszego powrotu do kraju. Jadzia tęskniła do matki, do domu, skarżyła się na znużenie, mówiła, iż Włochy są brudne i że ma ich już dosyć.