Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To się już nakochała — rzekł. Mówią, że piękny był; ale Grzegorz, co z nimi do Włoch jeździł i co z Medyolanu powrócił, bo jakoś podróży znosić nie mógł, powiada, że się bardzo zmienił. Schudł, zczerwieniał, zbrzydł, a taki chodzi posępny jak struty...
Na twarzy Milki odmalowało się politowanie, a rządczyni uderzyła w stół pięścią ogromną.
— Dobrze mu tak... niechby nie lazł w cudzy groch! zawołała, — dobrze mu tak! Także! przypiął kwiatek do kożucha, było mu sięgać po księżniczkę i to jeszcze w taki sposób, że musieli mu ją dać!!
Milka chciała zaprotestować, ojciec przerwał:
— Jak tam było to było — rzekł — a no dopiero teraz pocznie się heca!! No! no!... Niech popróbuje tylko wścibić w co nosa... my mu pokażemy! Daj Boże tylko, aby prędzej począł się jak szara gęś rządzić! Czekamy na jegomości! Prosimy!
Podroba się uśmiechał...
— Ja moją starą księżnę znam, dodał, jak kieszeń własną. Ona jest w spisku, — byle przybyli, powiadam, zacznie się heca...
Milka nie odpowiedziała nic; ale widać było, że się jej żal kogoś, księżniczki czy skazanego jej męża, zrobiło...
Stara jejmość klęła po cichu na zapas... Podroba był w usposobieniu gadatliwem, a między swymi wstrzymywać się nie potrzebował. Szepnął więc córce na ucho:
— Ks. Eustaszek, którego dawniej do naszej panny prowadzili, hulał, i słyszę z kretesem wszystko utracił. Otóż teraz forsa cała pono, aby wyforować intru-