Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najczęściej sama jedna zostając w domu, pani Zastawska, której mąż polował, bawił się i kręcił nieustannie po sąsiadach, nudziła się biedna i — odwiedzała rodziców, ażeby się odżywić trochę widokiem ich dobrego bytu i szczęścia domowego.
Uściskawszy córkę, pani Podrobina wprowadziła ją do pokoju bawialnego, zaczynając już kląć męża, że nie przybywa.
— Poszedł do tej księżny, odezwała się, ocierając twarz fartuchem, zasapana z radości jejmość — a jak pójdzie do niej, to przepadnie. Ja nie wiem co ona tam z nim ma do gadania... A to wszystko dla tego przeklętego dworu, który przerabiają i cackają dla księżniczki... Końca, powiadam ci, temu nie ma. Już mi ona kością w gardle siedzi — ot, tu! Co ona wymyśla, czego jej tam potrzeba, ot włosy na głowie wstają. A jak czego zażąda! rozstąp się ziemio, musi być!!
— A młodzi państwo? jeszcze nie przyjechali? zapytała córka głosem, który słodyczą od krzykliwego matczynego dziwnie odbijał.
— Chwała Bogu, że ich jeszcze nie ma! składając ręce zawołała rządczyni. Dosyć już z tą starą kłopotu; dopiero jak te gagatki zjadą, ja powiadam, choć ztąd uciekaj!!
Na te słowa nadszedł pan Podroba, i gdy zobaczył córkę, twarz mu pojaśniała...
— Ja tu Milce opowiadam — odezwała się jejmość do męża, — co my za biedę mamy z temi księżny wymysłami! A co to dopiero będzie gdy młodzi nadjadą!
Podroba westchnął kręcąc głową. Twarz mu się wykrzywiła znacząco. Obejrzał się dokoła jakby mu nieraźno mówić było.