Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w dali dzika promenada angielska szeroko się rozpościerała...
Równie w ogrodzie już koło domu widać teraz było wielkie staranie o utrzymanie troskliwe. Ulice wiły się żółtym powysypywane żwirem, stare szpalery ostrzyżone były świeżo, trawniki pokoszone, a rabaty kwiatów lśniły się mieszaniną najbujniej rozwiniętych dzieci wiosny...
Księżna już powtórnie dokończyła czytanie, gdy chcąc spojrzeć na kopertę i szukając jej, zobaczyła stojącego Podrobę.
Twarz jej się rozjaśniła...
— A to ty, kochany mój panie Adamie — nie postrzegłam cię... przepraszam...
Podroba się nizko ukłonił i jeszcze pokorniejszą przybrał minę...
— Jaśnie pani miała, chwalić Boga, wiadomość od księżniczki...
Rządca dotąd panią Kormanowską tak nazywał.
— Widzisz! podnosząc kopertę do góry rozśmiała się ks. Eufrezya... Dzieci wracają nareszcie! A! już też marłam z niecierpliwości widzenia ich... Jadzia pisze, że zdrowa, rada ze swej podróży, ze wszystkiego szczęśliwa!
Księżna westchnęła. Podroba dziękczynne wejrzenie wzniósł ku niebiosom.
— Pisałam już do niej, mówiła dalej księżna powolnym krokiem zaczynając iść ku pałacowi i wiodąc za sobą w pewnej odległości idącego rządcę, ku któremu oglądała się, napróżno go ośmielając, aby się przybliżył — pisałam, aby zaraz, nie zatrzymując się w Warszawie, przybywali tu na wieś... Będą mogli