Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdyż ona nie pomyślała, odezwała się po cichu do brata, że tobie błogosławieństwo rodziców jest potrzebne, że wam obojgu ono na drogę życia należy?
— Widzisz, Leokadyo, moja, rzekł Celestyn, jak względem niej jesteś niesprawiedliwą. Ona sama mi to zaproponowała, ażebyśmy po ślubie natychmiast, nim wyjedziemy za granicę, udali się do ojca... Chciałem właśnie powiedzieć ci o tem, abyś go wybadała i przygotowała...
— Po ślubie! szepnęła siostra — tak! i to jest zapewne z jej strony ustępstwo wielkie, jeżeli nie przekora tylko względem własnej familii.
— Przed ślubem ona samowolną nie jest — dodał Celestyn... matkaby nie dopuściła.
Zamilkła siostra. Celestyn gorąco stawał w obronie narzeczonej, wynosząc jej serce, szlachetność charakteru, dobroć, wyrozumiałość — lecz z wejrzeń Leokadyi mógł się przekonać, iż się nawrócić nie dawała...
Spytała z cicha o dzień ślubu... Ten jeszcze naznaczony nie był. Wiedział tylko Celestyn, że jak skoro indult uzyskają, natychmiast obrząd się odbędzie prywatnie w kaplicy...
— A my — dodało dziewczę z wymówką bolesną, — my, cośmy ci najbliżsi, może nawet wiedzieć nie będziemy, kiedy się to odbędzie, aby do kogo westchnąć za tobą.
— Za nami! poprawił Celestyn...
Leokadya zamilkła.
Rozmowa zbliżała się do końca, bo Celestyn zmuszony stawić się do narzeczonej, spoglądał na zegarek niespokojnie. Siostra spostrzegłszy to, poże-