Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książę Marcin bywał także rzadziej, ale go teraz mniej potrzebowano.
Narzeczony nie mógł togo nie uczuć, iż rodzina cała ignoruje go i nienawidzi.
Jadzia z pogardą o tem mówiąc, dodawała, że potrafi gdy powrócą zmusić rodzinę do zmiany postępowania. Nie chciała dopuścić, aby Celestyn na tem cierpiał, nie dawała mu się poskarżyć, wyśmiewała się i odgrażała.
Wielka tylko miłość mogła nieszczęśliwemu osłodzić położenie w istocie nieznośne, upokarzające — okropne Jadzia też przywiązaniem namiętnem płaciła mu i wszystkie wrażenia przykre zacierała. Dziwić się musiał osobliwej dojrzałości tej młodziuchnej istoty, która zdała się mieć doświadczenie długiego życia. Charakter jej nad wiek rozwinięty odbijał się i w twarzy starszej niż lata jakie przeżyła...
Celestyn tchnąć, pomyśleć, zaboleć prawie nie miał czasu: albo go powoływano do pałacu, lub posłańcy biegali z listami, których Jadzia po kilka na dzień pisała.
Leokadya wiedziała adres brata; uzyskawszy więc ciche matki przyzwolenie, pojechała do niego i — nie zastała. Kilka godzin bawiąc w mieście dla innych sprawunków, powróciła powtórnie i nie znalazła go w domu. Służący, którego Celestyn z rozkazu narzeczonej przyjąć musiał, oznajmił pannie Leokadyi, że pan rzadko siaduje w domu, wychodzi rano bez śniadania, a powraca często około północy. Na niczem więc spełzły odwiedziny, i Leokadya zostawiła kartkę do Celestyna, prosząc aby jej jaką innego dnia wyznaczył godzinę... Leokadyi nie wypadało