Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Smutno było we dworku na Pradze, smutno jak w grobie od czasu jak Celestyn do miasta się wynieść był zmuszony. Ojciec widywać go nie chciał; matka stęskniona narzekając na to zalewała się łzami, lecz wolę męża nawykła była szanować. Leokadya w początku rozgniewana na brata i biorąc stronę ojca zrzekła się była zupełnie nadziei widywania się z Celestynem...
Postanowienie to jednak niedługo trwało. Wypłakawszy się przez dni kilka, zaczęła tęsknić i niepokoić się tak, iż w końcu zwierzyła się matce i uprosiła u niej pozwolenie, aby mogła czasem choć w tajemnicy przed ojcem mieć o bracie wiadomość.
Trafiło się dawniej, że Leokadya wyręczając matkę jeździła do miasta, biorąc z sobą starą sługę. Wycieczka jej kilkugodzinna nie mogła na pozór oburzać podejrzenia w ojcu — można mu ją było wytłómaczyć. Stary domyślać się i posądzać mógł córkę, lecz i jego bolało serce — surowym do zbytku być nie chciał. Wszyscy byli ciekawi, jak ten nieszczęśliwy Celestyn da sobie rady w położeniu przykrem, draźliwem, wymagającem wielkiej energii, na której mu właśnie zbywało.
W istocie, byłby może nie umiał sam wydołać temu, gdyby zaraz w pierwszych dniach księżniczka nie opanowała go i nie wzięła pod swe rozkazy. Z dziwną świadomością albo raczej przeczuciem tego; co Celestyn powinien był czynić, czego unikać, młoda