Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowi. Księżniczka wstała powoli, ociągając się, niechętnie z kanapy, spojrzała na suknię, poprawiła coś koło niej, rzuciła okiem na powstającego też gościa, i poszła za matką przodem, nie podając mu ręki. O parę kroków dopiero za nią stanął zaproszony, trzymając się umyślnie z dala. Księżniczka szła tak wolno, że matka jej miała czas zasiąść do stolika, gdy ona i idący za nią jeszcze się znajdowali w pierwszym salonie. Parę razy obróciła się panna ku gościowi w milczeniu, wlepiając w niego oczy z wyrazem takim, z taką uporczywością, jakich przy matce nie miały. Ten wzrok pociągający zamiast go ośmielać, zdawał się przestraszać, co widząc księżniczka zatrzymała się, i wciąż patrząc w oczy, rzekła głosem pełnym znaczenia:
— Proszę koniecznie jutro o ten tom Mickiewicza — bardzo proszę.
Skłonił się powołany...
— Pan mnie masz trochę za dziecko i robisz wybór, którego ja nie lubię.
Uśmiechnęła się dziwnie i szepnęła:
— Ja wszystko czytam... wszystko... nawet czego, bym nie powinna może... nie cierpię tajemnic — chcę znać życie!!
Przyłożyła rękę do ust, uśmiechnęła się smutnie, lecz spostrzegłszy, że matka od stolika herbacianego niespokojne ku niej rzucała wejrzenia, dała znak głową młodzieńcowi i poszła do herbaty.
Tu ona miejsce swe zajęła przy matce, gdy bardzo zmieszany gość jak najskromniejsze sobie wybrał przy końcu stołu. Matka popatrzała na niego, na cór-