Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże tu z tego czynić tajemnicę, o czem już mówi miasto całe?.. Mój ojciec przy obiedzie zagadnął mnie o to pierwszy. Złożyłem się niewiadomością. Opowiadał, że w tych kołach, do których należy księżna i jej rodzina, oburzenie jest posunięte do najwyższego stopnia — i wszyscy twierdzą, że — to zerwanem być musi...
Celestyn pogrążony nie odpowiedział nic... Im bardziej się zbliżała godzina, w której musiał nareszcie powrócić do domu, tem większa go porywała obawa o spotkanie z ojcem... Radby był ciężką tę chwilę odciągnąć — przewlec jak najdłużej... Michał mu się nie sprzeciwiał, i z chęcią pozwolił u siebie pozostać do zmroku.
Pan Joachim bardzo rzadko widywał kogo, i do Warszawy nie chodził, chyba zmuszony jakim interesem. Z dawnych stosunków pozostało mu wielu znajomych, których prawie unikał teraz, nie chcąc się narzucać nikomu. Byli to po większej części ludzie możni, a stary miał dumę ubogiego, który lęka się być posądzonym o to, że kogoś potrzebować może.
Dnia tego, szczególnym wypadkiem, musiał pan Joachim iść do adwokata dla uregulowania małego jakiegoś interesu tyczącego się zastarzałego długu. Wybrał się więc za wczasu do miasta, a Żydek z Pragi podwiózł go przez grzeczność aż na drugą stronę Wisły. Tu p. Joachim zsiadłszy pieszo dalej szedł na Krakowskie.
Było około dziesiątej, gdy się znalazł przed znaną kamienicą. Prawnik kazał mu trochę czekać na siebie, sprawa potem zajęła blizko godziny, tak, że gdy p. Joachim się uwolnił, była już owa hora ca-