Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.1 Na wysokościach.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyznam ci się, kochany Celestynie — odparł Michał chłodno, — że gdybyś tę rękę, którą mi pokazujesz złamał, mniejbym był przerażony, niżeli żeś na nią pozwolił włożyć to ogniwo łańcucha... który cię czyni na całe życie niewolnikiem. Winszuję — ale nie zazdroszczę...
Celestyn stał z wyrazem twarzy w istocie więcej zbolałym niż szczęśliwym...
— Ponieważ rzecz jest dokonana — odezwał się Michał — po harapie trudno już nawoływać... na nic się nie zdało czynić ci uwagi. Ale mi cię z duszy żal... Piekło cię czeka...
Westchnął...
— Księżniczka kocha cię — to rzecz jawna; o niej nie ma co mówić, choć tak gwałtowna miłość jest bardzo, bardzo podejrzaną, czy potrwa... księżniczka to najmniejsza rzecz, ale żenisz się ty — sztachetka drobny, bez majątku, z całą tą rodziną, z matką, z ks. Marcinem, Hieronimem et tutti quanti... Nie potrzebuję ci mówić, że to nieprzejednani wrogowie twoi... że dzień ślubu będzie dniem wypowiedzenia ci nieskończonej nigdy wojny...
— Wszystko to jam już sobie powiedział — odparł Celestyn. Na wytłómaczenie moje mam jedno, słuchaj wiernej powieści jak się to stało, i osądź czym mógł postąpić inaczej...
Marcin usiadł, Celestyn ze szczegółami rozpoczął opowiadanie... Miłość księżniczki, jej chorobę, jej niezłomne postanowienie... wszystko żywo odmalował przyjacielowi, który wsparty na ręku, słuchał w milczeniu pogrążony.