Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szym świecie; ale nie idzie za tem, żeby one były do niego stworzone i żeby im z nami, a nam z nimi dobrze być miało. Po uwielbieniu dla nich prawda każe wyznać, że się oni wszyscy więcej może do klasztorów, niż do życia kwalifikują.
Texier tem jednem tylko usprawiedliwiała swoje niezmierne uwielbienie, bo w owych czasach bez ziarnka szyderstwa żadna się potrawa obejść nie mogła.
Nakoniec pani de Prie z zacienionego kątka, w którym siedziała, zapytała o piękność królewny, a przekwitła Oliwja, chcąc się nieznajomej przypochlebić, odparła z uśmiechem:
— Pięknością się z panią mierzyć nie może, ale nie będąc właściwie piękną, nie starając się podobać, umie być zachwycającą.
Na tem skończyło się badanie i rozmowa.


V.

Dzień był wiosenny, ale w kraju, lasami okrytym, którego klimat nigdy się wielką nie odznaczał łagodnością, w tym roku właśnie spóźniało się ocieplenie, powolne więcej niż zwykle. Pączki na drzewach nabrzmiałe czekać się zdawały na słońce, aby się w liście zmieniły. Trawy zaczynały zielenieć zaledwie u brzegu źródlisk zakrytych i ptactwo tylko, za wcześnie przybyłe zpowrotem, pomimo szarych niebios, wierząc w rychłą wiosnę, krzątało się, szczebiotało i śpieszyło ją witać.
Król Stanisław, który tę porę roku lubił zawsze, mówiąc, że go ona odmładza widokiem nieśmiertelności natury, — zaczynał wychodzić poza mury komandorji, na pola i łąki, a królewna, wprawdzie w futrem podbitej jubce i chusteczką obwiązana, zbiegała do ubogich chatek, w których dobrze była znajomą.
Królowa sama rzadziej wychodziła, nie chcąc opuszczać matki staruszki; Tarło też cierpiał na nogi i chętnie się trzymał komina; a generałowa wielkopol-