Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkim jej się mistrzem nie wydał. Szkic królewskiej postaci, choć dosyć podobny, więcej zdradzał karykaturzystę, niż malarza portretów. Ukończywszy go, Lozilières ośmielił się zwrócić do króla z pokorną prośbą, czyby mu nie dozwolił pochwycić rysów królewny.
Ta, usłyszawszy żądanie, odskoczyła przestraszona i zarumieniona.
— Przepraszam pana, — wtrąciła energicznie — nie lubię się dawać malować. Mnie się zdaje, że twarz, jak dola ludzka, zmienia się co chwila i pochwycić jej niepodobna. Każda z nich o żywym oryginale fałszywe daje wyobrażenie.
Lozilières, któremu o ten rysunek szło więcej, niż o pierwszy, napróżno błagał, piękna Marychna uciekła.
Dzień zresztą zszedł przyjemnie, bo Francuz miał zapas anegdot niewyczerpany, któremi słuchaczów swych karmił, z wielkim talentem je opowiadając.
Pobyt gościa tego, który martwotę życia tutejszego przerwał na chwilę, dla króla i jego rodziny był przyjemną rozrywką, zostawując po sobie obfity materjał do pogadanek na długo. Nikt zresztą się nie mógł ani domyślać, że ów artysta był posłem dworu i że pielgrzymował, szukając dla króla żony...
Przypadkiem tylko Leszczyński, któremu w swej teczce Lozilières pokazywał rysunek przedstawiający młodego monarchę w zbroi rycerskiej, w całym blasku rozkwitającego następcy Ludwika XIV — unosząc się nad pięknością jego, zamówił sobie kopję tego wizerunku.
— Jest moim dobroczyńcą — rzekł z przejęciem. — W najszlachetniejszy sposób dał mi schronienie i opiekę u siebie. Pragnę mieć codzień na oczach piękne jego, królewskie oblicze, aby się za pomyślność jego i królestwa tego modlić.
Wieczorem późnym mającego już odjeżdżać Francuza Włodek odprowadził do miasteczka, a choć wrażenie, jakiego doznał, było na nim widoczne, zapytał, jak mu się w smutnym i ubogim Wissenburgu podobało.