Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sy średniej, z Alzacji, z Lotaryngji, odezwał się wkońcu, jakby mimowoli, do Richelieu’go:
— Patrzaj! jak była kochaną!...
Usposobienie, jakie ogół wówczas okazywał, przywiązując do zachowania królowej zapewnienie szczęśliwego bytu Francji, pomyślność jej i błogosławieństwo, przypomniał niepokój, jaki obudzała choroba, a potem śmierć delfina.
Król mruczał, zwracając się do swoich poufnych:
— Gdybym zachorował, nie wiem, czybym miał tylu łzawych gości.
Dnia 24 czerwca rano królowa przebudziła się bez gorączki, jakby po wypoczynku zwiastującym wyzdrowienie. Sama przyznała z uśmiechem, iż od początku choroby nigdy się lepiej nie czuła; lecz zdawała się wiedzieć znaczenie tego fenomenu.
We wszystkie serca wstąpiła nadzieja, ale pogoda ta, która często burzę poprzedza, była i dla niej tylko oznaką i skutkiem wyczerpania sił, ostatnim błyskiem gasnącej lampy żywota.
Marja śpieszyła korzystać ze swobodniejszego stanu umysłu, aby powtórzyć spowiedź.
Wkrótce po niej podniecone siły opuszczać ją zaczęły. Lekarze oświadczyli Ludwikowi, że dnia tego nie przeżyje.
Wzruszony wielce, król natychmiast powołał córki, i — jakeśmy mówili — przyprowadził je do jej łoża. Część tego błogosławieństwa, które osłabłym głosem wymówiła nad ich głowami, spłynęła i na niego... Król mógł to sobie wyobrażać, gdyż płochy był razem i zabobonny.
Zaraz potem zaczęła się modlić królowa, odmawiała swoje obowiązkowe powszednie modlitwy i wśród różańca osłabienie przeszło w omdlenie, które było ostatniem...
Na Ludwiku XV zgon ten wywarł może największe wrażenie ze wszystkich doznanych w życiu. On, który się tak lękał śmierci i jej wspomnienia, choć czasem kapryśnie je wywoływał, kilka godzin sam na