Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w chwilach, gdy gorączka odejmowała jej przytomność i pojęcie otaczających rzeczy, nie mówiła o niczem, tylko o tem, co duszne zbawienie jej obchodziło.
W ciągu swojego smutnego panowania niewielką zamożność, jaką jej to panowanie dawało, obracała prawie w całości na ubogich i dobre uczynki; umierając, też troskę miała jeszcze wielką o to, aby im zabezpieczyć z tego, co pozostawiła, tęż samą pomoc do życia. Oddawała ich na opiekę córkom, w spuściźnie przekazując niedolę, ale znając ich charaktery i zajęcia, dodała im w pomoc starego sługę Włodka, który w ostatnich miesiącach na krok się nie oddalał z przedpokoju.
Często go też, gdy pozostała sama, przywoływać do siebie kazała. Włodek znał wszystkich biedaków królowej, i choć mu obowiązki jałmużnika ciążyły, bo pragnął powrócić do kraju, nie mógł odmówić pani swojej nadzoru przynajmniej nad rozporządzeniem jej spuścizną.
Nigdy może „dobra królowa“ nie była wszystkim bardziej ukochaną, popularniejszą, niż w tych godzinach zbliżającego się zgonu. Zamek był ciągle oblężony. Wszyscy bez wyjątku, którzy do niego przystęp mieli, cisnęli się tam dowiedzieć o jej zdrowie. Nawet ci, którzy znani byli z niechęci, z nieprzyjaźni w czasach wdziękiń i intryg, szli, aby się pokazać przynajmniej na zamku. Każdy z nich teraz wypierał się dawnych uczuć swoich.
— Ja byłem zawsze z najwyższą czcią dla świętej niewiasty, — mówiono — stawałem w jej obronie przeciwko brutalnym napaściom!
Stało się wkońcu modą codzień zapisywać się do księgi, leżącej w przedpokoju, i pokazywać w nim choćby na czas krótki.
Budziło to pewny rodzaj zazdrości w królu, który, spotykając tu codzień tłumy, a między niemi ludzi przybyłych zdaleka, z prowincji, starców, duchownych z diecezyj odległych, posłów, obcych gości i kla-