Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w płomieniach, rzucił się go ratować. Za nim pośpieszył stary sługa, Syster, pomagając wyciągać omdlałego z ognia i zdzierać z niego płonące suknie.
Tymczasem popłoch powstał w całym pałacu. Zbiegał się, kto żył...
Król, którego natychmiast podniesiono, odzyskał zmysły i spostrzegł dopiero, jak straszliwie był okaleczony. Spaliło się na nim wszystko, co miał na sobie, nawet flanelowa koszula, której nigdy nie zrzucał. Palce ręki lewej były zupełnie zwęglone, a lewą stronę ciała okrywała jedna rana ogromna od oparzelizny, która od policzka ciągnęła się do kolana.
Służba natychmiast rozbiegła się do miasta, do apteki, po doktorów i chirurgów, a nim ci nadeszli, nim pierwsze środki łagodzące ból zastosowano, starzec cierpiał straszliwie, ale z męstwem nadzwyczajnem.
W tym dopiero wypadku ci, co go nigdy nie widzieli walczącym z innemi życia bólami, mogli w nim poznać bohatera.
Nadbiegli urzędnicy, z wybuchem namiętnym obwiniając służbę niedbałą; odgrażali się przeciwko otaczającym osobę króla, gdy on z największą łagodnością bronił jej, chwalił pośpiech, z jakim nadbiegła, dziękował Systerowi i Perreinowi, iż mieli przytomność zedrzeć z niego palące się odzienie.
Od pierwszej chwili nie łudził się Leszczyński uzdrowieniem, chociaż lekarze zdawali się mieć nadzieję, że życie utrzymać potrafią. Wiek, wyczerpane siły, ogromna rana wycieńczająca w istocie nie dozwalały mieć najmniejszej ufności w pocieszające zapewnienia lekarzy.
Wrażenie, jakie w Lotaryngji i Alzacji uczyniła wieść o wypadku, opisać się nie daje. Dowiodło ono przywiązania i wdzięczności klas wszystkich narodu, ale szczególniej ubodzy, wieśniacy, wyrobnicy, ci wszyscy, których losem król się zajmował, tłumami poczęli zbiegać się do miasta i na podwórza pałacowe. Pod wieczór wszystkie gospody były zajęte, lud kupami obozował pod oknami, w dziedzińcach i ogrodzie,