Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w noc mówił jeszcze o niej ze swoimi zaufanymi, i w najlepszem usposobieniu poszedł na spoczynek.
Nazajutrz rano, wedle zwyczaju swojego, wstał bardzo wcześnie i dzień rozpoczął od modlitwy. Mrok jeszcze był szary na dworze... Leszczyński, nałogowo do fajki tureckiego tytoniu nawykły, zapalił ją i czytał jeszcze przy lampie papiery, które zabrać miał z sobą. Służba rozeszła się, wiedząc, że jej w tej godzinie dnia potrzebować nie będzie.
Na kominie palił się ogień zawczasu nałożony.
Chcąc powrócić do Luneville’u, zapragnął król zobaczyć godzinę na zegarze, który stał na kominie. Okryty długim szlafrokiem, w którym go Cochin rysował, nie spostrzegł, jak poła jego jedna od płomienia się zapaliła... Dym, który powstał, zdawał mu się pochodzić z komina i nie zważał, że całe okrycie na nim płonęło.
Nierychło płomień obejmujący już nogi przeraził go i zmusił dzwonić na służbę. Tymczasem starał się schylić, by stłumić ogień na ubraniu; lecz że przy otyłości ruchy miał utrudnione, stracił równowagę i padł w ogień, kalecząc się w nogę o żelazne podstawki, a ręką prawą trafiwszy na rozżarzone ognisko.
Osłabiony i przelękły, napróżno już podnieść się usiłował, próżno głosu dobyć chciał z piersi. W straszliwych męczarniach, żywcem się paląc, w ostatku — stracił z bólu przytomność.
Któż wie, jak długo to trwało?
U drzwi pokoju stała straż królewska... Żołnierza doszedł wreszcie dym, zaleciała spalenizna i swąd jakiś niezwykły dobywający się z królewskiego pokoju. Zszedł natychmiast z posterunku, usiłując wyszukać służbę, ale w izbie pokojowców nie było nikogo, na wołania rozpaczliwe żołnierza nikt nie odpowiadał. Żołnierz domyślał się jakiegoś wypadku w królewskim gabinecie, do którego wnijść mu nie było wolno.
Począł więc, podniósłszy głos, krzyczeć coraz mocniej, tak że wkońcu przywołał jednego ze służących, Perreina, który od progu ujrzawszy króla leżącego