Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! pisał tak do mnie madrygały, jak dziś do Poisson, której ma być wielbicielem rozkochanym! — roześmiała się królowa.
— Prawdziwie wdzięczni jej być powinniśmy, — rzekł król — iż go sobie zabrała.
— Tak, lecz jeżeli potrafi go nauczyć zabawiać króla, a dowcipem swoim rozpędzi jego nudy, może z łatwością nabyć wpływu na umysł królewski.
— O! — przerwał Leszczyński — samaś mi tyle razy zaręczała za religijne męża usposobienie, za gorliwość jego w rzeczach wiary, iż ja się w nim ostygnięcia, apostazji nie boję.
— W głębi duszy pozostanie wiernym Bogu, — dodała królowa — ale chwilowo może pobłażliwym być dla nieprzyjaciół jego. O syna nie lękam się wcale; tego niewzruszonej mocy duszy nic zachwiać nie potrafi.
— A córki? — wtrącił król.
Smutnie jakoś ściągnęły się usta Marji. Przypomnienie bolesne wywołało dreszcz, od którego wstrząsnęła się cała.
— Słyszałeś, jakie im ponadawał imiona? — zawołała z boleścią.
— Imiona? — podchwycił Leszczyński z podziwieniem.
— Tak, albo, jeśli chcesz, przezwiska — oglądając się bojaźliwie, mówiła królowa.
Stary milczał zachmurzony.
— Zdaje mi się, — dokończyła Marja — że żaden jeszcze król Francji nie splamił sobie ust takiemi brudy... Trzy starsze noszą przydomki: Logue, Chiffe et Graille... Nie wiem, co dla reszty zachował.
To mówiąc, westchnęła biedna. Leszczyński z obrzydzeniem odwrócił się, pytając o infantkę i Henrjetę. Były to właśnie dwie najstarsze.
Rozmowa byłaby inny może obrót wzięła, gdyby nie oznajmiono o przybyciu Włodka, który pozostał był w Paryżu, a miał napędzić królową, jeżeliby za-