Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał swoich gospodarzy, u których zwykł był stawać dla krótkiego spoczynku. Jeden z popasów przed Luneville’m przypadł Włodkowi w Commercy, miasteczku, w którem dla krzyżujących się gościńców ogromna gospoda zawsze dniem i nocą była otwarta. Gospodarz jej, pan Flandrin, szeroko znany w świecie podróżującym, słynął z doskonale zaopatrzonej piwnicy i śpiżarni.
Nigdzie podróżni pewniejsi być nie mogli, że o każdej godzinie dnia i nocy znajdą wszelkie wygody, za które Flandrin sowicie sobie płacić kazał. Gospoda Pod herbem Lotaryngji, dla przypochlebienia się Leszczyńskiemu, zawsze była pełną i gwarną, a teraz zajeżdżający Włodek znalazł ją jak nabitą w części wracającymi z jakiegoś jarmarku, z dodatkiem wędrowców, których słota i wicher napędziły.
Flandrin, który miał słabostkę do uprzejmego i wesołego Polaka, a był wielbicielem cnót i rozumu starego króla Leszczyńskiego, zobaczył go zsiadającego z konia prawie na ten raz ze smutkiem.
— Mój Boże! gdzież ja was posadzę! — zawołał, witając go. — W wielkiej izbie u stołu niema wygodnego miejsca, a wam nie przystało na przyczepku się lokować. Węgorzby się tam nie wcisnął, chyba na półmisku. Potrzebujecie przecież podjeść i wypocząć, czego w ścisku, wśród wrzawy, nie potraficie dokazać. Szczęściem mam jeszcze czem wasz głód i pragnienie zaspokoić, ale gdzie ja was posadzę?
— Flandrinie kochany, byleby nie na dachu, bobym nie wdrapał się; — rozśmiał się Włodek, z konia zeskakując — nogi mam zmęczone. Zresztą wszędzie mi będzie dobrze.
Mówili to, stojąc w progu, a otyły, jak na oberżystę przystało, Flandrin trzymał jeszcze podaną rękę gościa, gdy poza nim zjawił się nieco dziwacznie ubrany mężczyzna, z piórkiem w ręku, którem zęby oczyszczał, pilno się przypatrując Włodkowi. Włodek też w nim zdawał się sobie jakąś dawną przypominać znajomość. Tymczasem przez Flandrina ujęty, zabie-