Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka dni po wyjściu uzdrowionej na pokoje Ludwik, ściśle szanujący formy, kazał oznajmić swoje przybycie. Marja zdziwiła się niezmiernie, uradowała; mniemała, że jest to znakiem, iż serce męża odzyska. Nie śmiała się tego spodziewać, ale nadzieja wstępowała w serce.
W oznaczonej godzinie król stawił się, otoczony dworem młodzieży, zimny, sztywny, prowadząc też z sobą nieodstępnego Fleury’ego, jakby dla okazania, że nigdy go dla niej nie poświęci. Wizyta była ceremonjalną: — zapytał tylko o zdrowie, zamienił słów kilka i na tem koniec... Kardynał, nie biorąc żadnego udziału w rozmowie, był tylko jej obojętnym świadkiem. Prawie godzinę naumyślnie zabawił król na pokojach żony, chociaż widać było z postawy niespokojnej i roztargnionej, jak to go wiele kosztowało.
Marja, z początku zmieszana, nabrała nadziei, chciała mu okazywać wdzięczność, ale im się żywiej poruszała, tem on widoczniej ostygał. Zdobyła się na uśmiech, na podziękowanie, — ani ona, ani król słowem nie wspomnieli o Bourbonie. Ludwik XV tylko napomknął o starym królu, okazując, że radby mu życie uprzyjemnić, a spełnić, jeśliby miał, jakie życzenia.
Chwilka ta, wytłumaczona lepiej, niż na to zasługiwała, natchnęła królową otuchą, wlała w nią nadzieję. Gotowa była na całe życie wyrzec się polityki, znaczenia, wpływu, dla jego serca, — kochała go.
Król z obrachowaniem zimnem, wytrwawszy tu dosyć długo, aby dwór mógł z tego wyciągnąć wniosek, jakiego sobie życzył, pożegnał żonę życzeniem wyzdrowienia zupełnego, rychłego.
Wyszli.
Kardynał nie zmienił w najmniejszej rzeczy swojego postępowania względem królowej; nie złagodniał, milczeniem upartem i dumnem dając poznać, że na etykietalnej grzeczności męża nie powinna nic budować w przyszłości.
Z rozjaśnionem obliczem, poruszona błogo, po raz