Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrowolnego wygnania zwycięzcą, dumnym i zimnym, bynajmniej do ustępstw nie przygotowanym.
Pierwsze spotkanie to mogło królową nie bez przyczyny nastraszyć. Fleury nawet pomiarkowania, należnego królowej i pani uszanowania nie starał się jej okazać. Skłonił się zimno, przemówił jakby z musu; całe jego obejście się, mowa zapowiadały nie przejednanie, ale zemstę nieubłaganą.
W tych pierwszych chwilach nie było mowy o tym kroku fałszywym Bourbona, który spowodował rozterkę, ani nawet o publicznych sprawach. Gdy później królowa próbowała coś o tem zagaić, kardynał z politowaniem z góry spojrzał na nią, jak na ofiarę, i zapowiedział, że, jeżeli ją los księcia Bourbona obchodzi, powinna mu zalecać, aby największą uległością starał się króla niechęć ku sobie i żal ukrócić.
Marja nie umiała nigdy ani mówić półsłowami, ani się dać domniemywać, — wzorem ojca, była otwartą i zdziwiła pewnie kardynała, odważnie poczynając o stosunkach, które konflikt wywołały.
Z daleko umiejętniejszą powściągliwością Fleury odparł, bez ogródki jednakże, że Bourbon postępkiem niebacznym, bez taktu, sam całą burzę wywołał — że królowa winną też była, dając mu się powodować ślepo.
— Moim obowiązkiem jest — dodał Fleury — ostrzec w. król. mość, abyś się nie dawała prowadzić intrygantom chciwym znaczenia, dla korzystania z niego na szkodę króla i państwa.
— W. eminencja wiesz, żem wiele winna księciu Bourbonowi.
— Ale królowi więcej jeszcze — przerwał kardynał.
— Książę dla króla jest ze czcią największą, — mówiła dalej Marja — jeżeli przewinił, to pewno nie z braku miłości i poszanowania jego woli.
Kardynał nie dał jej dokończyć.
— W. król. mość — rzekł — musisz przyznać, że równie wierne sługi, a może lepiej mu służące, znajdą