Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mam najlepsze przeczucia, byle Maruchna tak do serca wszystkiego nie brała — i każdego kaprysu męża łzami nie oblewała.
Włodek, chociaż bardzo dobrze wiedział, że zajście Bourbona z kardynałem daleko było większego znaczenia, niż sądził Leszczyński, nie chciał go wywodzić z błędu.
Dotąd Ludwik XV wcale się Leszczyńskiemu nie wydawał groźnym, nie przypuszczał, ażeby sąd o nim mógł zmienić i miał się go obawiać na przyszłość.
Tak samo długo, starannie odgrywana obojętność na sprawy publiczne kardynała Fleury’ego w błąd go wprowadzała co do ocenienia jego charakteru. Przyznać się nawet przed sobą samym do zupełnie fałszywego pojęcia położenia i znaczenia człowieka, nagle wyrastającego do rozmiarów jakiegoś Richelieu i Mazarini’ego — nie umiał Leszczyński jeszcze.
Na uniewinnienie go dodać należy, iż nie jeden on tak się na nim omylił; książę Bourbon, Villars, najpoważniejsi mężowie wszystkich obozów dopiero się teraz dopatrzyli w tym cicho i podstępnie dobijającym się władzy człowieku, który żył odosobniony, zdawał się tylko wychowaniem ucznia zajęty i zbieraniem grosza... — niebezpiecznego, ambitnego, nadzwyczajnej wytrwałości intryganta.
Król, stając po jego stronie, wskazywał odrazu, iż on ma być panem położenia.
Leszczyński spraw tych nie roztrząsał tak głęboko, łudził się, widząc w tem nieporozumienie chwilowe. List córki, usiłujący go uspokoić, łatwo cel swój osiągnął.
— Nie trwóżcie się — rzekł, przywoławszy napowrót Włodka. — Fleury był osobiście dotknięty, otrzymał zadośćuczynienie, zgoda i pokój nastąpić muszą.
Włodek, który obawiał się, aby to złudzenie staremu królowi nowych nie gotowało zawodów i przykrości, ośmielił się do wielkiej otwartości.
— N. panie, — rzekł — z duszybym rad, aby się życzenie w. król. mości ziściło, ale na dworze ci, co le-