Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

króla czy królowej, czy razem czy osobno wejdą do loży?? i t. p.
Graną była tego dnia tragedja „Britannicus“.
Tłum ściśnięty wypełniał nietylko teatr cały, wszystkie do niego wnijścia, korytarze, zakątki...
Ciche poszepty przebiegały od czasu do czasu, podawane sobie z ust na usta.
— Niema króla! król nie przyjdzie...
— Niema królowej! Nie pokaże się królowa... Leży chora...
Oglądano się na wszystkie strony, najlżejsze poruszenie kołysało ciekawym tłumem, jak falą.
W istocie króla i królowej nie było długo, o całą godzinę opóźniła się z przybyciem Marja, a chociaż z największem staraniem usiłowano z oczu jej zetrzeć ślady łez, których długo powstrzymać nie mogła, w blasku świateł powieki ukazały się zaczerwienione.
Król bledszy może, niż zwykle, niczem zresztą nie okazywał zwycięzcy i widocznie usiłował być obojętnym.
Słowa Narcyza: „Que tardez vous, Seigneur, à la répudier?“ przychodzące z aluzją, jakby naumyślnie, podchwycił parter, i nagle wzrok wszystkich zwrócił się na nieszczęśliwą ofiarę zadumaną, i z pewnością ani słów tych nie mogącą pochwycić, ani zrozumieć nadanego im znaczenia.
Król, jakby był przygotowany do tego, że publiczność szmerem nada słowom komentarz, ściągnął brwi groźnie i dał poznać, że takie wtargnięcie w tajemnice jego życia nie było mu miłem.
Najbliżej stojący ulękli się piorunującego jego wzroku.
Nazajutrz dodnia Ludwik XV wyruszył w lasy pod Rambouillet, a zamkniętej na modlitwie Marji stary przyjaciel wierny, marszałek Villars, rozkazał dać znać, że widzieć się z nią pragnie.
Dla rozranionej jej duszy był to balsam, który miał część boleści unieść z sobą...