Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bourbona uważano za ostatecznie zgubionego, chociaż uzyskał przebaczenie.
Gorzej, czy lepiej było z królową? — na to się nie zgadzano. Jedni spodziewali się zgody i odnowionych miodowych miesięcy: drudzy szli tak daleko, że zupełne rozstanie się przepowiadali.
Dwór, wyczekujący tak chciwie czegoś nowego, jakiegoś pokarmu i materjału do plotek i intrygi, podchwycił naturalnie odgłos w tej katastrofie z pożądliwością wielką. Złośliwość, głupstwo, przewrotność ciągnęły już z tego wnioski, sięgające daleko.
Rozgłaszano, że rozwód musi wkrótce nastąpić. Wszyscy ci, których związek ten raził, utrzymywali, że Ludwik, rozgniewany, skorzysta ze sposobności i natychmiast żonę odeśle ojcu, a w Rzymie o rozwiązanie ślubu starać się każe.
Mortemart i kilku innych chodzili już z tą nowiną, że Maria nie pozostanie długo, bo inne małżeństwo jest przygotowane, a kardynał Fleury w Rzymie odebrał już instrukcje w sprawie rozwodowej.
Ta Marja, której cnoty niedawno wynoszono pod niebiosa, wydawała się tak niegodną tronu, który zajmowała, iż wyniesienie jej przypisywano niegodziwemu jakiemuś podstępowi. Chociaż wczoraj jeszcze wiedziano o przywiązaniu namiętnem, dziś się ono zmieniło w obrzydzenie, w niechęć, odrazę.
Tymczasem nieubłagany ceremoniał dworu właśnie dnia tego miał teatr w programie. Król zapytany, czy go nie każe zmienić, prawie gniewnie ofuknął przychodzącego z pytaniem i odparł z naciskiem, — że wszystko iść powinno raz oznaczonym porządkiem.
A zatem małżonkowie, którzy się przed kilku godzinami łzami rozdzieleni rozstali, mieli w loży królewskiej spotkać się znowu i ukazać oczom ciekawych, złośliwych widzów, tak jakby nic spokoju nie zamąciło.
Można sobie wyobrazić, jak wielki tego wieczora ścisk przepełniał salę, jak się ustawiano, aby króla i królową widzieć, i zakładano się, kogo zabraknie,