Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II.

Dni królowej Marji, z wyjątkiem tych, które przybycie króla i wyraźna wola jego zmieniły, upływały bardzo jednostajnie.
Etykieta dworska, nawyknienia dawne, tradycje, charakter Marji, naostatek i stan zdrowia jej, wymagający troskliwości, czyniły to dla młodej pani łatwem do zniesienia, prawie przyjemnem.
Z godzin tych im więcej mogła odkraść dla siebie i małego kółka swojego, pobożnych praktyk, pisania listów do ojca, tem była szczęśliwszą.
Przed ojcem nie uskarżała się nigdy, owszem malowała szczęście swoje, czułość i dobroć męża, starania o zaspokojenie wszelkich fantazyj.
Cieszyła się drobnostkami nawet, jak naprzykład, że jej dozwolono ulubionego, brzydkiego, ale przywiązanego pieska zatrzymać przy sobie... o nim to mówiła:
— Biedne stworzenie! któżby je kochał, gdyby mnie nie miał?
Dzień się rozpoczynał od nabożeństwa, a niekiedy oprócz mszy świętej w pałacowej kaplicy uroczystości po innych kościołach zabierały godzin parę. Po śniadaniu uniknąć nie było można przyjęcia dam, posłuchań, zwierzeń sekretarza, odwiedzin księcia, poufałych a często nieprzyjemnych doniesień pani de Prie. Szły dalej potem czytanie, muzyka, przejażdżki lub przechadzki, które czas zabierały do wieczora, a po obiedzie każdy dzień się kończył prawie przyjęciem mnóstwa gości i weszłą w obyczaj stały, uciążliwą grą w karty.
Gra należała tak dalece do koniecznych zabaw dworu, że królowa się nawet od niej uwolnić nie mogła. Grywano drogo, i później nieraz biedna pani, której zbywało na gotowych pieniądzach, była w największym kłopocie, pożyczonem grając złotem i zmuszona je przegrywać... Wśród wieczora król się zjawiał, ceremonjalnie witał żonę, bawił najczęściej krót-