Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przesiadywała w kościele, ale gdy z niego powracała, obejmując babcię, matkę, ojca, płakała rzewnemi łzami.
— Maluczko, a nie ujrzymy już ciebie! — wzdychał ojciec — ale myślą i sercem żyć będziemy z tobą.
— A ja... ja, — łkając, przerywała królewna — myślicież, że szczęścia zapomnę?
Jako zastępca Ludwika XV do ślubu wyznaczony był znany z pobożności swej, aż do egzaltacji posuniętej, książę Orleanu. Jemu cały ten religijny nastrój staropolskiej rodziny wydawał się zachwycającym. Padał na kolana przed Marją, wielbiąc jej świątobliwość, o każdej dnia godzinie gotów towarzyszyć jej i królowej do kościoła na modlitwę, lub nawet w domu wśród obcych uklęknąć i modlić się głośno, mimo śmiechów. Szydzono z niego w Paryżu, ale tu godził się doskonale z tą narzeczoną, którą miał dla brata poślubić.
Leszczyński, przyjmując go, powitał:
— Szczęśliwy jestem, że król wybrać was raczył, byście z nami razem obchodzili uroczyście ten cud Opatrzności, bo małżeństwo córki mojej niczem innem nie jest, tylko cudem.
Orleans wszystko w życiu cudem widział, godzili się więc z sobą wybornie. Nikt nad niego lepiej Marji ocenić nie mógł; wynosił ją pod niebiosa. Wyrywało mu się tylko nieustannie westchnienie do Boga, aby i on mógł dla siebie znaleźć podobną towarzyszkę żywota.
Nadszedł nareszcie straszliwy ów dzień rozstania, do którego się wszyscy przygotowywali oddawna.
Znudzony pobytem w Strassburgu dwór nowy Marji, stęskniwszy za Paryżem i Wersalem, wybierał się z nietajoną radością i pośpiechem, gdy królewska rodzina z uroczystością, z powagą, z namaszczeniem rozłączała się ze skarbem swoim. Ze dworu starego pana nie było jednego, któryby nie płakał; Moszyńska ze związaną głową chodziła jak nieprzytomna, powtarzając machinalnie jedno słowo: — dziecię moje!