Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennica na tronie.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Król Stanisław znał to dobrze, ale on miał filozofję Moszyńskiej — wierzył w potęgę cnoty. Wiedział, że jego Maruchna nie ulegnie zepsuciu, a zatem — rozumował — zepsucie jej ulec będzie musiało.
Tego zwycięstwa nie obiecywał sobie świetnem, łatwem, owszem, zapowiadał je cichem i skromnem, ale zupełnem.
— Trudno, — mawiał — aby tam kobiecie, włosiennicą okrytej, dobrze być mogło wśród powalanych a perfumowanych lalek, ale się ich obawiać nie potrzebuje. Ona nie zlęknie się śmieszności, a choćby jedną tę cnotę miała, że jej śmiech nie ustraszy, to już jej da siłę wielką! Tam do złego idzie się najczęściej tem, że się więcej lęka śmiechu ludzkiego, niż gniewu Bożego.
W milczeniu, spokoju, z rezygnacją zupełną oczekiwano na przybycie zapowiedzianego lekarza, mającego polecenie zbadania stanu zdrowia królewny od dzieciństwa. Bourbon wahał się długo z jego wyborem. Potrzeba było wyprawić człowieka uczciwego, sumiennego, poważnego, nie dającego się ani ująć, ani zastraszyć.
Znanym był osobiście księciu jako lekarz doskonały, jako człowiek prawy, Moigne, który w pewnych kołach Paryża posiadał naówczas wielką wziętość. Średnich lat, milczący, szorstki nieco, miał to głównie za sobą, że nie ulegał nikomu, ani niczemu. Była to natura niezawisła, dumna, a nauką wyniesiona do wysokości, nie wszystkim dostępnej.
Moigne niechętnie podejmował się posłannictwa, ale nie z powodu, iż ono mu mogło nieprzyjaciół przyczynić.
— Wrogów żadnych się nie obawiam, — mawiał — bo mi pierwsza lepsza febra ich zjedna i ugnie przede mną.
Według Moigne’a, nie potrzeba było go tak daleko słać dla rozpoznania choroby, która w całym organizmie ludzkim pozostawia po sobie pewne widome ślady. Znał on z rozgłosu, a trochę z widzenia kró-