Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

namiętnej fantazyi ożenił się, na co teraz narzekał, ale żona stokroć nad niego więcej miała do tego prawa.
Z powodu nieporozumień z nią Barański szczęśliwym był, gdy mógł się wyrwać z domu i jaknajdłużej niepowracać do niego.
W towarzystwie zresztą wesół był i innych starał się utrzymać przy dobrym humorze.
Pawłomorski, prawnik — mecenas postaremu, doradzca, pełnomocnik, był małą figurką, już siwiejącą, z długą twarzą, w której wielkie siwe oczy, jakby sowie, najwidoczniejszemi były. Włos krótko ucięty jeżył mu się na głowie śpiczastej. Nerwowy ruch jednej części twarzy patrzącemu nań czynił go nieznośnym.
Skryty, ostrożny, przebiegły, ale niepewny siebie, wahający się, Pawłomorski niezmiernie dbał o swą sławę — i drażliwy był na wszystko, co jego znaczeniu i powadze uwłaczać mogło.
Obaj ci panowie ani słyszeli o Horpińskim, ani znali stosunek, jaki go łączył z temi paniami; zrana powiedziano im, że przybył ktoś z przyjaciół: mieli się więc zawczasu na baczności.
Poważnie i chłodno zaprezentował się im Horpiński, jako wysłany przez p. Zawierską do rozpatrzenia się w stanie jej interessów.
Barański i Pawłomorski spojrzeli na siebie, porozumiewając się. Radzca nie czuł się wcale obo-