Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sprowadzenia Horpyny: zdradziła się z nią i oskarżyła.
Wistocie, ona teraz dla siebie potrzebowała dziewczęcia i przekonywała się, widząc syna przy niej, że owo osnute małżeństwo było niemożliwem.
— Darmo chcieć naturę przerobić, — odezwała się — i skórę ściągać z człowieka. Z jaką się kto urodził, w takiej umrze. Snuło mi się po głowie, zrobić z ciebie ukraińskiego chłopa, — ale ojciec chciał inaczej, a ty masz jego twarz, jego krew i naturę.
Tam ciebie do ojcowskiego rodu ciągnie wszystko, tam musisz iść! tam pójdziesz, bylem ja ci na przeszkodzie nie stała.
I znowu narzekać zaczęła na życie swoje, a śmierć wywoływać, aż Tatiana, podsłuchująca u drzwi, Pynia i syn usta jej gwałtem zamknęli, ale się rozpłakała, rozbolała i utulić jej nie było można.
Dopiero w godzinę potem, gdy Sylwan przyniósł podarki, które dla Pyni z Warszawy wiózł, gdy je rozłożył na stole, dziewczę się z radości poczęło śmiać, w ręce klaskać, starą całować, Sylwanowi do kolan się kłaniać, a gdy Tatiana przyszła podziwiać paciorki, chustki, wstążki do włosów, kolczyki i grzebyki — trochę wesela wróciło pod strzechę.
Pynia się tem wszystkiem nacieszyć nie mogła,