Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz powozy i bryki wyruszyły ku Pradze, a oczy Michaliny napróżno gdzieś po drodze szukały Sylwana, którego zobaczyć pragnęły. Horpiński również się wybierał w drogę, chociaż tymr azem nie do Rusinowego Dworu. Chciał, pożegnawszy tylko matkę — odświeżyć się i rozerwać podróżą zagranicę.
Rozmowa z Michaliną ostatnia do zbytku go rozmarzyła: potrzebował roztargnienia, wrażeń, aby zbyt się nie upajać złudzeniami, nie dać się opanować nadziejom.
W Rusinowym Dworze, do którego naprzód podążył, zastał wszystko jakby odmłodzone wpływem pani, która tu teraz królowała. Tatiana i Horpyna, coby miały nad dzieckiem panować, dały mu się zupełnie ująć i — słuchały go. Dziewczę robiło, co chciało, i płaciło za powolność uściskami i pieszczotami, których stara, znękana kobieta żądną była. Pod wpływem wychowanki humor i sposób życia starej się odmienił. Pynia nie dawała jej płakać i zawodzić; kazała się z sobą śmiać, prowadziła ją do ogródka, nawet w pole i do lasów.
Stara w początku nie dawała się jej wyciągać; powoli jednak, naprzód na podwórze, potem za wrota i coraz dalej za sobą wywlekała ją sierotka. Na twarzy zmieniła się, skutkiem tego uspokojenia wewnętrznego Horpyna; rysy się wypeł-