Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hrabio!... to nie może być!
— Ja nie twierdzę, żeby tak było — mówię czego się na mocy papierów domyśla Nitosławski, bo i on nie wie nic stanowczego — mówił hrabia — chciałem jednak, abyś pani to wiedziała.
Rzecz nabiera więcej prawdopodobieństwa zważywszy, że Horpiński dla wszystkich jest zagadką, że jego pochodzenia nikt nie zna, że spytany, wykręca się odpowiedziami, które nic nie mówią.
Słuchała, zadumana smutnie, pani Zawierska.
— Dziękuję ci, kochany hrabio, za życzliwość z jaką mi tę wiadomość byłeś łaskaw udzielić — rzekła po chwili. — Co do Horpińskiego, oileśmy go poznać mogli, zawsze z najlepszej strony się nam pokazywał. Lubimy go wszyscy; nie chce mi się wierzyć, aby miał być tak nieszczęśliwym!
Wychowanie, wyposażenie — zdaje się zatem mówić, iż nie może być biednym takim sierotką.
Powiadasz, że to jest domysł Nitosławskiego — mnie się zdaje, że się myli. Podobieństwo rysów nic a nic nie dowodzi. Przypomnij sobie, hrabio, Angielkę miss Crowd, która była tak podobną do panny... Pławskiej, że się mylono na balach.
Hrabia zamilkł na moment.
— Ja się wcale nie upieram przy tem, ażeby Wacław miał słuszność: mógł się omylić — ale