Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpatrywać i o nim rozsłuchiwać w okolicy, informując u tych, co go osobiście znali.
Ojciec nasz, wszyscy mu tę sprawiedliwość oddają, był człowiekiem nadzwyczaj prawym i szlachetnym, ale miał ludzkie słabości. Mówią, że lubił kobiety piękne i łatwo się rozmiłowywał.
Tych jednak młodzieńczych miłostek jego, gdy się raz ożenił, nie pozostało najmniejszego śladu. Głuche wieści krążyły o nich — którym przyjaciele ojca zaprzeczali.
Dziwnym trafem, rozbierając papiery i rozrachowując fundusze jakie po ojcu pozostać były powinny, trafiłem na ślad wyraźny, że kilkakroć stotysięcy brakło — których rozporządzenie najgłębsza okrywała tajemnica. Było to dla nas zagadką. Nierychło potem od starych ludzi zasłyszałem, jakoby ojciec, młodym będąc, zakochał się w prostej wiejskiej dziewczynie, nadzwyczajnej piękności, utrzymywano nawet, że się z nią potajemnie, mimo oporu familii ożenił, miał syna — i z największą trudnością potem przyszło to małżeństwo nieważne rozerwać, a ojca z matką naszą ożenić.
Co się stało z tą pierwszą kochanką czy żoną, z tym synem? — wpadli jak w wodę — ani słychu. Mówiono, że wyposażona hojnie kobieta, wyniosła się gdzieś daleko — że dziecko powierzone było na wychowanie jakiemuś nauczycielowi, który