Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powodu szczególniej, że p. Krysztof w innych rzeczach jawnie kłamał — więc i o tej metryce mógł coś słyszeć, a resztę wymyśleć.
Pisać do niego nie chciał: trzeba było cierpliwie wyczekiwać, ażby się zgłosił. W każdym razie przewlekłe milczenie było znaczącem i nic dobrego nie wróżyło.
My możemy po części odsłonić przyczyny, dla których Pruszczyc się nie śpieszył z uwiadomieniem Wierzbięty o metryce.
Wszystko, co mówił o niej, było prawdą — metryka zachowana istniała... a p. Krysztof, przybywszy do domu, ani dnia nie zwlekał i pojechawszy na miejsce, przekonał się, że dokument można było dostać — ale ważność jego znał dobrze posiadacz — i, oprócz tego kładł za warunek, aby on przeciwko dziecięciu i jego interessom nie był użyty.
Pruszczyc, pogadawszy o tem, wrócił do domu dla rozmyślenia się lepszego.
Los potomka Nitosławskiego, urodzonego z chłopianki, wcale go nie obchodził: głównem było zarobić na tem jaknajwięcej.
— Co oni mi dać mogą? — mówił do siebie — parę tysiączków więcej, wątpię.... gdy tymczasem te żółtobrzuchy Nitosławskie, aby skandalu uniknąć i braciszka się pozbyć, mogą mi sypnąć suto?
Myśl ta uśmiechnęła się człowiekowi, dla któ-