Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego życzenia, ale według miejscowych okoliczności; gdy wszyscy powrócili do Rusinowego Dworu, a poczuli tę próżnią, jaka po umarłej pozostała: nie umieli się obracać — na każdym kroku rozbijali się o ten cień niewidomy, który wszędzie stał przed nimi.
Cisza zaległa dom; nikt nie śmiał, ani rozkazywać, ani sam coś rozpocząć; czekali wszyscy. Sylwan siedział, zamknięty, w swej izbie. Tatiana z Pynią, nieśmiąc głosu podnieść, szeptały cicho, jakby jeszcze zmarłej spokój szanowały.
Dopiero dnia następnego Harasym się odważył przyjść na próg do izby Sylwana i prosić go o rozkazy.
— Mój stary — rzekł mu Horpiński — niech wszystko idzie obyczajem dawnym, do czasu. Gospodarzcie, jakeście nawykli, dopóki ja czegoś nie postanowię. Dajcie mi przeboleć.
Tatiana więc objęła rządy domowe i opiekę nad dziewczyniną, która w niewymownym żalu i łzach za przybraną matką — utulić się nie mogła. Sylwan siedział, prawie niewidzialny, w swojej izbie, nie dowiadując się o sierotę i jakby zapomniawszy o niej.
Był teraz swobodnym i mógł, jak postanowił, sprzedać Rusinowy Dwór a wynieść się na Ukrainę. Nie przewidział jednak tego, że wspomnienie matki przywiąże go do tych ścian, do tego ziemi