Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chociażby przyczynił do uratowania Zaborowa. Masz pani więc prawo żądać, aby przybył z powodu tych pieniężnych interesów.
— Ja sama pisać do niego nie mogę — odpowiedziała Michalina otwarcie. — Wyznam panu szczerze — mama się obawiała, widząc moję przyjaźń dla niego, aby się bliższy między nami nie zawiązał stosunek. Wymogła na mnie słowo, iż — nie wdam się pod żadnym pozorem w korrespondencyą.
Będziesz więc chyba łaskaw w mojem imieniu, mojemi słowy mu napisać, że go wzywam i proszę, — że się go spodziewam.
— Z chęcią to uczynię — rzekł Wojtek, ale, choćbym co do słowa powtórzył to, co mi pani poleci, wrażenie mojego listu nigdy nie będzie równe temu, jakiby jej własny uczynił. Naprzód — bez pochlebstwa, ja tak, jak pani, napisać nie potrafię; powtóre, sama pani przyzna — myśmy z sobą przyjaciółmi: on ze mną wcale się nie będzie żenować.
Michalina nie odpowiedziała nic i zadumana chodziła chwilę.
— Spróbuj pan naprzód — rzekła — a potem w ostateczności — ja z mamą pomówię: zobaczymy. Mamy obowiązek ratowania człowieka, który nas ocalił!
Michalina wiedziała już, dobywszy, co chciała,