Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prostym parobkiem. Zagadki tej doktor nie umiejąc rozwiązać, rzucił kilka pytań — i dwuznacznemi odpowiedziami się zaspokoił.
Noc przeszła bez pogorszenia, tak, że zrana lekarz mógł odjechać — czyniąc nadzieję, iż życie ocalić będzie można.
Tylko — rzekł w progu do Sylwana — jeżeli ją zniecierpliwią, a drugi raz przypadnie co podobnego, już po mnie nie ma co posyłać.
Tatiana teraz z Pynią we łzach siedziały na ziemi przy łóżku i zawodziły pocichu. Oczy Horpyny szukały tylko syna.