Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smutny, gryząc wargi, nie kryjąc przykrości, jakiej doznawał. Zaczął mówić pocichu:
— Nie jest to rzeczą przyjemną, spotkać się z taką... maseczką własną w towarzystwie. P. Nitosławski położeniem swem przerasta mnie owiele — dostaje mi się więc rola cienia i ciekawego exemplarza igraszek natury. Pani mi nie weźmie za złe, że się — cofnę i że chyba nieprędko znów ukażę się tam, gdzie mi zawsze mój sosios będzie grozić.
Nie módz być nawet sobą, ale skazanym zostać na — kopią słabą jakiegoś oryginału — smutnym jest losem.
— Pan to bierzesz tak tragicznie — szepnęła Misia — co jest prostym przypadkiem.
— Nader nieprzyjemnym — rzekł Sylwan — przyznasz to pani — lecz są takie przeznaczenia — dole!...
Uśmiechnął się, popatrzył jej w oczy, podali sobie ręce, Michalina długiem spojrzeniem starała się go pocieszyć, zatrzymała się trochę — i poszła do babci.
Horpiński pozostał w gabinecie, przeszedł się po nim razy parę, niespokojny — znalazł drzwi boczne wychodzące do sieni i niepostrzeżony wymknął się niemi.
Gdy w salonie go zabrakło, a ciekawe oczy próżno szukały dla porównania tych dwóch twa-