Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczór, godzina po dziesiątej. W cukierni przy teatrze, na górce, kilkunastu młodych po większej części ludzi przyszło się orzeźwić herbatą lub kieliszkiem wina...
Gwarno i wesoło. Jedni stoją, niezdjąwszy płaszczów, drudzy się ugrupowali przy stolikach... posługujący biegają od jednego do drugiego; słychać wykrzykniki: Herbata! — Kawa! — Cygaro!! W teatrze grał tego wieczora Żółkowski, stary czarodziej, który ilekroć występuje, zawsze wywołuje entuzyazm i podziwienie. Zdaje się, że nigdy tak nie grał jak tego wieczora, ale za każdym razem złudzenie się to powtarza.
— A! jakiż dziś był Żółkowski.
I dzięki temu czarodziejowi, sztuki, któraby dawno zeszły z repertuaru, o którychby ludzie zapomnieli, których twórcy spoczywają zasypani niepamięcią, — powtarzają się ciągle, robią kassę — bo on im daje życie.
I tego wieczora, jak zawsze, Żółkowski był