Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trwało to jednak krótko. Tatiana opanowała zdobycz — i naprzód spytała o imię.
Harasym czy przypadkiem, czy umyślnie dobrał — drugą Horpynę...
Co było robić? Tatianie się to nie podobało, ale imienia patronki zmieniać się nie godzi.
Posadzono sierotkę nad misą mleka, oczekując, ażby Harasym, konia postawiwszy, przyszedł zdać sprawę z podróży. Stawił się on wprędce, widocznie dumny z tego, że mu się wyprawa powiodła.
Zdaniem jego, Pynia (tak ją spieścił), miała wyrosnąć na taką krasawicę, jakiej świat nie widział, a co do roztropności jej, zręczności, ochoty do pracy, o tych się mógł w czasie podróży przekonać. Zaręczał, że już teraz mogła się przydać w gospodarstwie, a w dodatku piosnek siła umiała.
Sierotą była po rodzicach i miała tylko dziadka po ojcu, który oślepły chodził za jałmużną. Usługiwała po krewnych, od których z niemałym trudem potrafił ją odebrać Harasym. Chwalił się, opowiadając, jakich musiał używać środków, jakiej przekonywającej wymowy, aby ten skarb dostać.
Miał kilka na widoku, ale żadna tej nie dorównywała.
Dano mu się wygadać dosyta, napojono go wódką