Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedyż marzyć, jeżeli nie w tych latach życia, przed któremi szeroko się rozlegają lazurowe przestrzenie?
Wstęp do życia zawsze się prawie odznacza jakąś gorączką i niecierpliwością. Chcemy co prędzej wypić kielich — na którego dnie gorycz czeka.
W pannie Michalinie żadnego z tych symptomatów młodości nie widział Sylwan: przeciwnie, zdawała się używać z rozkoszą tego, co miała, nie śpiesząc wcale po to, co się jeszcze obiecywało.
Otoczona rojem młodzieży, wśród której wielu było mogących się podobać i zająć, nigdy nie wyróżniła dotąd nikogo — oprócz Horpińskiego.
Ale i w tem zajęciu się nim może rodzaj tajemnicy, jaka go osłaniała, nie był bez udziału i wpływu.
Zamiłowanie sztuki, rzeczy poważnych, ludzi poważnych — starczyło jej doskonale do wypełnienia chwil swobodnych, a nie przeszkadzało zadość uczynieniu obowiązkom względem matki, którą kochał najczulej, a nawet trochę zajęciom około domu.
Horpiński patrzał na ten posąg chodzący z uśmiechem spokoju na ustach, z czołem wypogodzonem, z oczami pełnemi myśli, niedających się wyrazić w żadnym języku, i nie mógł się powściągnąć od uwielbienia dla niej.