Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy Horpiński, dopijając herbatę z obojętnością i roztargnieniem człowieka, który nie ma się do czego śpieszyć i radby tylko czemś czas zabić.
Ani on do nikogo, ani do niego nikt się nie zbliżał. Parę osób go pozdrowiło, przechodząc... pozostał sam...
Wstał wreście zamyślony, zapłacił i wolnym krokiem prześliznąwszy się pomiędzy gośćmi, zniknął we drzwiach...
— Gdzie on mieszka? — zapytał Paczuski. Józia ta ciekawość natarczywa bawiła. Salvator odwrócił się.
— Byłem raz u niego — rzekł, — posyłała mnie hrabina A...owa, chodziło o loteryą fantową, na którą ofiarował wcale ładny bronz Barbedienne’a, wart pewnie jakie 100 rubli. Mieszka na początku Nowego Światu, na drugiem piętrze, prawda, ale kawalerskie jego pomieszkanie — w surowym stylu, — nie mogę inaczej zdefiniować — arystokratycznie piękne.
Gustu ma wiele, najmniejszego dysonansu. — Jest to natura artystyczna. Obrazów niewiele, ale piękne i cenne, statuetki, cacka, dużo rzeczy cennych... Umeblowanie w jednym stylu... książek i dzienników dużo... Dostatek i zamożność bardzo wyraziście w oczy biją.
— Ale to właśnie — zawołał Emil — może obudzić podejrzenie...