Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Któś T.1.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kraj przebiegł niegdyś i dobrze właściwości miejsc pamiętał, ale parę razy wyrwał się za granicę, gdzie mu się wcale nie podobało.
— Niema panie, jak u nas — zwykł był mawiać — a te tam wielkie rzeczy, o których powiadają za granicom — to wszystko blichtr... Jak Boga kocham!...
Przedstawiony przez Pinkusa, który natychmiast wyszedł zostawując go samnasam z Paczuskim, Jacuś począł najpierw od nadzwyczaj pilnego badania p. Emila. Nie uszło nic jego oka, od stroju do tłumoczka, a jaki wniosek wyciągnął z niego? — trudno było odgadnąć.
Ręce z kapeluszem założywszy na plecy, Jacuś stał, oczekując interpellacyi.
— Pan Pinkus mnie tu zarekommendował — rzekł w końcu, widząc, że Emilowi trudno się na nią było zebrać — na usługi pańskie... Jestem tuteczny.
— Zechcesz mnie więc może poinformować — rzekł Paczuski, kłamiąc jak przed gospodarzem. — Mam zamiar tu kawałek ziemi kupić — hę!
Jacuś się potarł po głowie.
— Tche — odparł — nigdy nie można przewidzieć, co komu się poszczęści albo nie uda. Tak i to... ale tu ziemia...
Nie dokończył.
— Jednakże Pinkus mi powiadał, że kolonie