Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Krwawe znamię.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oprócz sporego kawałka gruntu, ogrodów, stawu, dziedzińca i góry, na której niegdyś stało zamczysko, nie wiele na tem wierzyciele stracili. Właściwie powiedziawszy, zamek nie istniał; został on zburzony przez Szwedów jeszcze za Karola Gustawa. Było muru trochę, jedno skrzydło budowy, rozwalona brama i pusta kaplica... W dole drewniany dom folwarczny.
Nie wiedzieć dla czego ta ruina, przypominająca feudalne burgi niemieckie, tak była drogą Życkiemu; to, pewna, że prócz niego, niktby w niej nie mieszkał. Za jego pobytu na Rabsztynie, pod najsroższą odpowiedzialnością nie wolno było jednej rózgi wyciąć na całej przestrzeni do dworu należącej. Skutkiem tego zarosło wszędzie gąszczami, drzewa się porozpościerały, chwasty, ziele i krzaki, tak, że pośród nich ledwie wązkiemi ścieżynkami przedrzeć się było podobna. Na murach nawet, śród budowli, puszczały drzewka, wisiały gałęzie, bujały polne kwiaty.
Przez rozwaloną bramę na wałach, otoczoną lipami, wchodziło się do środka, ale od niej nic widać nie było jeszcze. Po nad wierzchy lip i klonów jedna tylko baszta szczerbata, z powybijanemi dziurami, sterczała wyżej nieco. Ze starego zamczyska Szwed i ogień zostawili tylko jednego skrzydła część niewielką. Była ona znać wzniesioną za ostatnich Jagiellonów, gdy u nas budownictwo na sposób włoski kwitło; to też ozdobne odrzwia, z kamienia i marmurów, posadzki z wielkich tafli i płyt różnobarwnych, rzeźby i napisy dotąd ją okrywały.
Ale to wszystko w najopłakańszym było stanie: dach, niegdyś blachą kryty, później gontami, teraz połatany był słomą, a w znacznej części żebra poczerniałych krokiew i łat z niego wyglądały. Wiele drzwi brakło, inne się nie zamykały... Do tej wilczej jamy, jak ją nazywano powszechnie, nikt prawie nie zaglądał, kasztelanic żył w niej sam, z Zacharyaszem kulawym, dawnym i wiernym sługą. Na folwarku była