Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Król jechał dalej z Bielska, wszędzie po drodze witany uroczyście, przyjmowany z gościnnością staropolską, sypiąc po drodze przygotowanemi podarunkami.
Obowiązkowy ów uśmiech królewski, który od rana do nocy z ust Poniatowskiego nie schodził, towarzyszył mu w podróży. Można wiele zarzucić charakterowi Stanisława Augusta i najprzywiązańsi do niego obronić go nie potrafią od zarzutów słabości, braku energii, stałości i wytrwania, ale największy nieprzyjaciel nie może zaprzeczyć, że serce miał dobre. I właśnie ta miękkość czyniła go słabym.
Rad był przez całe życie nietylko się podobać wszystkim i być im pożytecznym, ale nawet smutkiem i troskami swemi nie chciał im czynić najmniejszej przykrości. Dlatego też wiecznie i zawsze okazywał się zaspokojonym, uradowanym, szczęśliwym, choć w sercu bolał i męczył się. I w tej podróży nużącej, a nadewszystko w odwiedzinach Nieświeża, król przewidywał łatwo, na jakie nieprzyjemności narażonym być musi, ale czuł się obowiązanym okazywać ciągle zachwycenie, radość i wdzięczność. Dla tych, co losu monarchów zazdrościć mogą, dosyćby było wystawić się na próbę, aby się przekonać, jaką niewolą jest pozorne szczęście panujących,