Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
82

xięży uwolnię, bezemnie też się obejdziecie łatwo, a juściż nie powieszą!
Miecznikowa milczała, przeor ruszył ramionami.
— Nie pójdziesz waść, panie Mieczniku, — rzekł stanowczo — ja tu wódz i hetman, nie pozwalam i kwita! xięży uwolniemy i bez tego, z Bożą pomocą, choć Bóg widzi jako mnie serce o nich boli, ale tak rychło rady na to nie damy — trocha cierpliwości.
Wtém i trębacz Jasnogórski powrócił, a zaraz i od Millera wysłany za nim zbliżył się zakładnik, dowodzący jak sobie lekce ważono pana Zamojskiego, bo to był opiły szwedzisko, co się ledwie na nogach trzymał, i że dla nałogu użyć go inaczéj nie podobna było, a radzi się go byli pozbyć, więc go do twierdzy słali. Jak tylko zobaczył go Kordecki, odprawił zaraz, nieumiejąc oznaki przelotnego gniewu utaić, a pan Czarniecki zbliżając się do fórty, jak to był gorączka, zawołał sam do szweda.
— A szołdro jakiś! (było to u niego najbrzydsze połajanie) zakładnikiem za pana Zamojskiego, nie może być jeno hrabia Wejhard lub Sadowski, a nie ty opoju, ciebie za pachołkabyśmy nie przyjęli! Idź do kroćset...