Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
360

— Panie generale, ja się okupię, — rzekł mieszczanin.
— Cóż mi dasz? chyba talara, bo twoje kiepskie życie więcéj nie warte.
— Sto talarów generale.
Miller pomyślał trochę — żebyś broił znowu! nie, powiesić łajdaka!
— Sto pięćdziesiąt, — odezwał się śmieléj, widząc wahanie Brzuchański.
— Daj dwieście i niech cię djabli wezmą — krzyknął szwed, — a nie, to na szubienicę.
— Kiedy nie mam, — odezwał malarz, — wola wasza.
— No! dajesz dwieście?
— Nie.
— Nie dasz?
— Nie mogę.
— Gdzież talary?
— Złożone w klasztorze.
— A ha! to nie w domu?
— Ba! — odpowiedział naiwnie mieszczanin, — jakby tu były, tobyście je dawno wytrzęśli. Miller bezwstydnie się rozśmiał.
— Każcie mnie odprowadzić do bramy klasztornéj, a tam zapłacą z moich pieniędzy.
— Bestja! nie głupi! — rzekł szwed, — to