Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
35

usiłując okazać ludzkim, grzecznym, powolnym i skarbiąc, jak sądził, serca mnichów.
Odprawieni z tém aby punkta swoje przynieśli, wrócili niebawiąc do klasztoru. Przeor czekał na nich u fórty; sam bowiem wysłał ich, chcąc wygrać na czasie, postanowił zaś sił swych szczędząc, traktowaniem przeciągać o ile możności. Wejhard wiedział a raczéj domyślał się na czém to się skończy, ale mówić nie chciał uwodząc Millera rychłém poddaniem.
— A co? — spytał Kordecki powracających.
— Nowa całkiem rzeczy postać, — odparł śmiejąc się x. Dobrosz — jak my pokorni, tak on grzeczny; nie fukał, nie groził, nie bił, nie łajał, ale częstował, pił zdrowie nasze, kazał wychylać swoje, jakby chciał nas z sobą oswoić, ośmielić i zbliżyć do siebie. Ale na biedę téj słodyczy wierzyć trudno.
— No? a o Wachlerze?
— Cicho o nim, ani słowa.
— A Wejharda widzieliście?
— Posępny, groźny.
— Nie dziw, robota się, dzięki Bogu, nie udała. Coż wam powiedział Miller.
— Przynieście nam punkta swoje.
— Zapewne! — zaśmiał się Kordecki — a nuż-