Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
328

począć, mnie się także chce pokazać że ja tu nie darmo jem chleb częstochowski.
— No! a ja to będę stał z założonemi rękami, przecieżbym się na cóś może zdał.
— Chcecie żebym wam powiedział, taić nie myślę — ale z góry powiadam, że wy musicie w twierdzy pozostać!
— O! a wy to się kędyś wynosicie! — patrzajcie!
— Ja robię wycieczkę.
— Jako? — o białym dniu?
— O dniu białym — tryumfując nieco rzekł Zamojski podnosząc głowę wysoko, jakby mówił — A co? widzisz waszeć com zacz!
Czarniecki widocznie pochmurniał, głową potrząsł, wąsa pomiętosił.
— I xiądz przeor wie o tém?
— Dotąd nie, myślę że byłby przeciwny — dobrałem sobie odważnych ludzi kupkę, i z południa myślę wyskoczyć.
— Tak! powtórzył kilka razy Czarniecki — i bezemnie!
— Przypomnijcie no sobie, czemuście mnie także z sobą niewzięli — mogę zginąć, na was cała obrona klasztoru, niepodobna żebyśmy szli oba. Bądźcież sprawiedliwi, wy swoje już zrobiliście, niechże i ja skosztuję szwedzkiego mięsa.