Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
315

tu począć? Zabrać kościelne, niechże Bóg uchowa! dać wziąć rabusiom nie lepiéj, więc co najprędzéj chować i ukrywać, nim się Miller dowie.
Tak się też stało, siedli zaraz w kilku na koń, wzięli beczki na wozy i do xiędza Rychtalskiego z tą zdobyczą. Na przypadek tylko, co było nie święconego, kilka naczyń zostawili, gdyby się bardzo Miller napiérał, aby mu czém gębę zatkać. Ledwie się to stało, a już generał wiedział o wszystkiém.
Co to szwedowi srébro! jak mu powiedzieli o połowie, poleciał zaraz Wejhard na miejsce przysłużyć się co najrychléj, i zapłacić z cudzéj kieszeni za wszystkie strapienia. Stanął w miejscu, ale tu tylko niewód leżał mokry jeszcze, kilka płotek, trochę klepki i wiele traw a muszli dobytych ze dna.
— Gdzie srébra? — rozbiegli się szwedzi, — gdzie srébra?
— Srébra? — Nikt o nich nie wiedział, Poszli do starszych, potém do towarzyszów, ale srébra, jakby je znów utopił w wodę: nikt powiedziéć o nich, nikt wydać ich nie chciał. Szwedom znowu przy kwarcianych nie wypadało bardzo chciwemi się pokazać.
Powiedzieli, że Miller dla większego bezpie-