Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
247

koła twierdzy przechodzi, wojując chorami aniołów, które mu towarzyszyły. Z za dymów ujrzeli szwedzi krzyż złocisty i chorągwie, i xięży białym pasem idących za murami.
Kordecki ze łzą w oku, z Bogiem na sercu, jak męczennik idący na stracenie za wiarę, powolnie postępował wśród dział grzmotu.. Za nim nieliczni towarzysze, bo reszta była na murach i przy działach, szli równie podniesieni duchem jak on; niebezpieczeństwo ich upajało... Wszędzie po drodze processji, padali na twarz przed Bogiem obrońcy klasztoru... Kordecki błogosławił.
Kule wzlatywały nad jego opromienioną głową; a gdy się zbliżył ku ścianie południowéj, ogromne złomy murów, cegieł i gruzu, poczęły się sypać na processją. Nie zastanowił się Kordecki, czuł on, że idzie z Wszechmocnym i wśród rumowisk, wśród strzałów, przeciągnął spokojnie i cało..
Żadnego z ludzi ani padające do koła cegły, ani kule, ani murów obłamy, nie zadrasnęły nawet.
Obszedłszy do koła, przeor i jego towarzysze wrócili do kościoła, gdzie wystawiono prze-